– Słodziutka, zbudź się! Zliś dygocząca?
Uchyliłam powieki i z uśmieszkiem okłamałam Siderskiego Z kurczowo splecionymi grabulami patrzyłam, jak Bruce i Lili
spierają się przy sofie sterowniczej. Marzyłam o ogromnej miłości, która by zelżała mej nędz, dała mi jaką taką imitację
wiatru odmian.
Lili postawiła na swoim, myśląc po tym, jak odmówiła w tuczył głowę, wysunęła się z ramion Bruce i obdarzyła go
wrażliwym, acz ujmującym uśmieszkiem. Oddalił się na parę kroków, przy czym, co mu się gloryfikowało, nie dotknął
ramionami pod naszym adresem jak sędziwy mężulo. Chociaż znać istniało, że ledwo chwyta nerwy na wodzy i gniewne znosi
introwersję – zresztą jak każdy z nas.
Lili kładła grabulę na wezgłowiu kanapie sterowniczej i z zaciśniętymi ustami powiodła po nas wzrokiem. Z kudłami
opiętymi siwą, jedwabną szarfą, ubrana w celną, popielatą suknię bez talii, spojrzała nie tyle na wyemancypowaną
panienkę (to też), lecz przede każdym na młodziutkiego podlotka... czemu jednakże przeczył dogłębnie wycięty dekolt.
Jej spojrzenie zawahało się i spoczęło na mnie. Miałam paskudne uczucie tego, co za chwilę nastąpi, bowiem dziewczyny
zawsze wybiorą mnie z publiczności. Poza tym, komponowałam z Idem dwuosobową grupę centrową na naszej raczkującej
estrady politycznej.
Wzięła głęboki oddech i z hardo wysuniętym podbródkiem, z jeszcze wyraźniejszym brytyjskim naciskiem od tego, jakim się
zwykle obsługuje, komunikowała:
– My, dziewczyny, wzywałyśmy często: „Zatrzymujcie drzwi!”, i oto drzwiczki zamykane jak ta foczka!
Umiałam, że moje przypuszczenia się sprawdzą, i poczułam się dosyć nieprawidłowo. Również kiedyś smakowałam tej
charakterystycznej miłości, kiedy publikuje się człowiekowi, że jest tą pozostałą jednostką, kiedy próbuje żyć jej
żywotem, głosić jej przesłanie, a przy sposobności, nawet niespontaniczne, przywłaszczyć zaległe jej zaszczyty, co
zwykle przynosi żałosne skutki. Pomimo tego, musiałam to uhonorować, rozpoczęłą udanie; w każdym razie nie można
istniało odrzucić jej słuszności:
– Mój ukochany nadal wierzy, że potrafimy otworzyć wrota. Ja się z tym nie zgadzam. Mniema, że jeszcze nie czas
główkować, jak wybrnąć z tych paskudnych tarapatów. I z tym się nie zgadzam.
Przy barze rozległ się chichot naszych kondotierów.
Erich wysunął się na czoło z uradowaną miną.
– A dlatego musimy już wysłuchiwać żeńskich mów, ha?! – wykrzyknął. – Czymże jest nasze Obszary? Niewiedzionym przez
Siuda Lessinga kołem gospodyń rustykalnych?